Noworoczne postanowienia dziewiarki…
- Szczegóły
- Kategoria: dziewiarskim okiem
Wchodząc w nowy rok często stawiamy sobie nowe cele, które chcemy zrealizować w ciągu najbliższych 365 dni…
Psycholodzy, coachowie, trenerzy zalecają, by nie było ich zbyt dużo na raz i nie były zbyt wyśrubowane. Zalecane jest zdobywanie wyznaczonej góry mały kroczkami, co by się zbyt szybko nie zniechęcić i nie porzucić projektu.
A u dziewiarek z rzucanie projektu w kąt to nie nowość, oj nie… Złość na druty, spadające oczka, za śliską włóczkę, rozciągającą się nitkę, to w sumie taka dziewiarska codzienność. Ciągłe prucie, bo za szerokie, bo za długie, bo nie ten wzór, bo nie to połączenie kolorów – kto tego nie przerabiał, znaczy że nie dziergał.
Poradzić sobie z tym wszystkim to trudna rzecz, wymaga dyscypliny i czasem naprawdę mocnego samozaparcia, żeby skończyć rozpoczęty projekt. Czasem dodatkowo nie sprzyjają nam inne, otaczające nas warunki atmosferyczne, bo za gorąco na dzierganie, bo za ciemno, bo już za późno, a jutro trzeba wcześnie wstać. Bo zaplanowany czas na dzierganie przepadł, bo ktoś wpadł z wizytą, bo dzieci w jakiś dziwny sposób nie rozumieją, że jak mama dzierga i liczy oczka to wołanie co 20 sekund „mama” jakoś nie pomaga w szybszym ukończeniu rzędu…
Niekiedy, takie ciągłe odkładanie robótki, bo co chwilę jest „coś” lub nieustanne prucie jednego projektu, sprawia, że z coraz mniejszą ochotą po nią sięgamy. Ekscytacja z nowej włóczki, nowego projektu, radość tworzenia, gdzieś się ulatnia i w koszyku przy fotelu zostaje już tylko… UFOk.
(Dla niewtajemniczonych rozwijamy nazwę: UFOk, czyli po angielsku UnFinished Objects, niedokończone projekty.)
I tak tych rozpoczętych robótek przybywa i przybywa, i tak sobie na nie patrzymy i myślimy: tyle poświęconego czasu, tyle włóczki, co z tym zrobić… i sięgamy po nową dzianinę na drutach, albo wracamy do domowego rytmu dnia?
Ale kiedy przychodzi Nowy Rok i znowu patrzymy na naszą stertę w koszyku, to rodzi się w Nas mocne postanowienie „ogarnięcia tematu”. Tylko jak to zrobić, żeby znowu się nie zniechęcić?
Na pewno nie wszystko na raz. Po pierwsze przejrzyjmy, co nam się nazbierało i odpowiedzmy sobie szczerze, czy na pewno chce daną robótkę kończyć, czy mam jeszcze do niej serce, czy na pewno będę w niej chodzić jak ją skończę?
Radzimy zacząć od najmniejszych projektów, żebyśmy szybko poczuły radość z ukończenia zadania, która da nam siłę do zabrania się za kolejne.
Czasem w trakcie dzierganie przestaje nam się podobać to, co sobie wymyśliłyśmy i nawet jeśli daną rzecz ukończymy, to i tak jej potem nie nosimy. W tym wypadku musimy sobie powiedzieć szczerze – po co? Szkoda naszego czasu, energii i dobrego humoru, jeśli coś nam nie leży, nie podoba się, to prujemy i zasilamy na nowo swoje włóczkowe zapasy. Nigdy nie wiemy, co nam znowu przyjdzie do głowy, jaki nowy „pociąg przyjedzie” i włóczka okaże się idealna w nowej chuście czy swetrze.
Jeśli do ukończenia dzianiny brakuje nam już naprawdę niewiele, np. tylko zszycie wszystkich części, dokończenie jednego rękawa czy naszycie kieszeni, to warto się zmobilizować i ukończyć projekt. Kilka wieczorów i będziemy cieszyć się nową rzeczą w szafie i poczujemy wielką ulgę i radość, że w końcu się udało.
I tak systematycznie pozbywamy się naszych UFOków i natrętnej myśli, że w końcu „trzeba się za to zabrać” , a w koszyku przy fotelu pojawia się miejsce na nowe projekty ?
A wy jak radzicie sobie ze swoimi UFOkami? Napiszcie nam w komentarzu, który sposób jest dla Was najlepszy.
Komentarze
Ja ufoków nie produkuję. Jak zrobię coś na drutach, co nie za dobrze leży na sylwetce, to pruję i robię z włóczki coś zupełnie innego. Inspiracji dostarczacie mi właśnie Wy i Wasze projekty, któe prezentujesz Mariolciu na spotkaniach e- dziewiarskich.