Rozdział I: Magiczne Włóczki

quellMariolcia nie była zwykłą właścicielką sklepu z włóczkami. Od lat prowadziła „e-dziewiarkę”, niewielki, ale przytulny sklepik na rogu starej uliczki w małym, angielskim miasteczku. Sklep wyglądał jak z obrazka — drewniane półki uginały się pod ciężarem motków o najróżniejszych kolorach, od głębokiego burgundu po świetlistą miętę. Aromat świeżo parzonej herbaty i zapach lawendy unosiły się w powietrzu, wypełniając pomieszczenie ciepłem i spokojem.

Jednak Mariolcia miała sekret. Sekret, którego strzegła równie pilnie, jak najcenniejszej włóczki w swojej kolekcji. To nie były zwyczajne motki — niektóre z nich miały moc zdolną ożywiać marzenia, ukoić ból, a czasem… wywoływać rzeczy bardziej tajemnicze. Mariolcia nie mówiła o tym nikomu, a jeśli już, to jedynie tym, którzy potrafili docenić siłę prawdziwej magii. Jej sklepik zdawał się emanować delikatną aurą tajemnicy, ale tego dnia ta aura przyciągnęła coś mroczniejszego.

— Mariolciu, czy to prawda, co mówią? — zapytała pani Davies, sąsiadka, która przyszła po motek turkusowej włóczki. — Że znowu widziano dziwne cienie w okolicach Wąwozu Czarownic? Przecież to tylko legenda, prawda?

Mariolcia spojrzała znad dzierganej chusty i zmrużyła oczy. Wąwóz Czarownic, a raczej jego legenda, zawsze wywoływały u niej niepokój. Była to historia, którą znała od dziecka — i która, jak wiedziała, miała w sobie więcej prawdy, niż większość ludzi chciałaby przyznać.

— A może legenda to coś więcej, niż nam się wydaje, pani Davies? — odparła zagadkowo, wręczając motek włóczki. — Proszę uważać na to, co jest ukryte między drzewami.

Pani Davies wzruszyła ramionami, ale w jej oczach zabłysła iskra strachu. Sklepik Mariolci znowu stał się cichy, lecz w ciszy tej unosiła się nuta napięcia.

Rozdział II: Historia Dziewiarek z Ciężkowic

Po południu Mariolcia zaparzyła sobie herbaty i usiadła w kącie sklepu, gdzie czuła się najlepiej. Myśli nie dawały jej spokoju. Z dzieciństwa pamiętała opowieść o dziewiarkach z Ciężkowic, miasteczka położonego w południowej Polsce. Były to kobiety znane z tego, że potrafiły dziergać najpiękniejsze szaty, o jakich można sobie wyobrazić. Nie były to zwyczajne stroje — ich dzieła były pełne magii, potrafiły ochronić przed chłodem, a nawet odwrócić zły los.

Jednak czarnoksiężnik, który władał owymi ziemiami w zamierzchłych czasach, pałał zazdrością do talentu dziewiarek. Wściekłość i zawistne serce kazały mu rzucić klątwę na te pełne wdzięku i mocy kobiety. Gdy księciu z Ciężkowic dziewiarki ofiarowały magiczne szaty chroniące jego królestwo, czarnoksiężnik nie wytrzymał. Zamienił dziewiarki w kamienie, a wąwóz, w którym się to stało, zaczęto nazywać Wąwozem Czarownic. Czarnoksiężnik poniósł za to swoją karę, ale jego cień wciąż czasem wędruje po tamtych stronach.

— Cóż za ironia, że włóczka, którą zdobyłam z tamtych ziem, ma taką moc — szepnęła Mariolcia do siebie, biorąc do ręki miękki motek ciemnofioletowej wełny.

Rozdział III: Niespodziewany Gość

Dzwonek nad drzwiami rozbrzmiał ostro, wyrywając Mariolcię z zamyślenia. Do sklepu wkroczył mężczyzna, którego widok wywołał w niej mimowolny dreszcz. Był wysoki, o wąskich, przenikliwych oczach i długim czarnym płaszczu, który jakby unosił się wokół niego niczym mroczny cień.

— Dzień dobry, pani Mariolu — odezwał się głębokim głosem, pełnym sztucznej uprzejmości. — Nazywam się Ambrose Quell. Może pani nie zna mojego nazwiska, ale zna pani z pewnością moje dziedzictwo. Jestem potomkiem tamtego czarnoksiężnika, który rzucił klątwę na dziewiarki z Ciężkowic.

Mariolcia zamarła na chwilę, lecz jej usta ułożyły się w uprzejmy uśmiech. W końcu ktoś, kogo legendy mogłyby nazwać wrogiem, stał przed nią we własnej osobie.

— Cóż za niespodzianka — powiedziała chłodno. — Więc to dlatego interesują pana moje włóczki? Chce pan odzyskać coś, co czarnoksiężnik stracił wieki temu?

Ambrose Quell uniósł jedną brew i zrobił krok bliżej, a powietrze w sklepie zdawało się nagle ochładzać.

— Magia dziewiarek nie należy do pani — syknął. — To moja spuścizna, moje dziedzictwo, i nie pozwolę, by trafiła w niepowołane ręce. Niech pani uważa, komu dzierga pani przyszłość.

Mariolcia poczuła lodowaty dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, ale zachowała spokój.

— Magiczne włóczki muszą trafić w ręce tych, którzy wiedzą, jak ich używać, panie Quell. Może pan je kupić, jeśli ma pan dobre intencje. — Ostatnie słowa wybrzmiały jak wyzwanie.

Ambrose Quell roześmiał się, ale w jego śmiechu było coś zimnego.

— Zobaczymy, pani Mariolu. Zobaczymy.

Rozdział IV: Ożywająca Magia

Noc tego dnia przyszła szybko i przyniosła ze sobą mgłę, która zdawała się snuć wokół sklepu. Mariolcia, czując niepokój, postanowiła coś zrobić. Wyciągnęła najpotężniejszy z magicznych motków — włóczkę o odcieniu nocy, mieniącą się srebrnymi nitkami przypominającymi blask gwiazd.

— Czas, by dziewiarki z Ciężkowic miały swoją zemstę — powiedziała, zaczynając dziergać płaszcz pełen ochronnej mocy. — Ten, kto nosi to dzieło, nie zna strachu ani cienia.

Wraz z każdym ściegiem sklep wypełniała nowa energia, która wydawała się ożywiać cienie wokół. Motki na półkach zaczęły delikatnie drżeć, a ich kolory migotały, jakby miały swoje własne życie.

Rozdział V: Konfrontacja

O poranku, gdy mgła ustąpiła, Ambrose Quell powrócił. W jego oczach płonęła złość.

— Mariolciu, nie wiesz, z czym igrałaś! — wykrzyknął, podnosząc ręce, w których trzymał coś przypominającego starą różdżkę. — Ta magia jest moją spuścizną! Jestem potomkiem tamtego czarnoksiężnika!

Mariolcia wstała i uniosła swoje dzieło — płaszcz o gwieździstych nitkach.

— Może, ale magia dziewiarek jest silniejsza od twojej klątwy. Czas przywrócić równowagę.

Rzuciła płaszcz na Ambrose’a. Ten próbował się bronić, ale włóczka oplatała go, jakby była żywym stworzeniem. Mężczyzna krzyczał, a jego postać zaczęła się rozmywać, aż całkiem zniknął.

Epilog: Sklep pełen magii

Od tamtej pory „e-dziewiarka” stała się jeszcze bardziej niezwykła. Każda dzianina, która powstawała z magicznych włóczek, niosła ochronę i moc. Mariolcia wiedziała, że magia dziewiarek z Ciężkowic była bezpieczna.

A gdzieś w Wąwozie Czarownic, między drzewami, słychać było szept wiatru. To dziewiarki czuwały nad swoim dziedzictwem

Zaloguj się by komentować.

Komentarze

0
Barbara80
1 month ago
Motki rzeczywiście magiczne...przyciągają jak światło ćmę.... Super opowiadanie...
Like Like
0
Dorissa
1 month ago
Piękna ❤️
Like Like
0
browneyed
1 month ago
A 16 listopada jest dzień wiedźmy, mój dzień haha 8) Wawóz Czarownic to nieznane mi miejsce, owszem Łysa Góra jak najbardziej ale Wąwóz?!
Taaaak, magia włóczkowych motasków jest przeogromna i strasznie przyciągająca....pokój włóczek wciąż rośnie, chyba nic więcej nie muszę dodawać.... Ja również czekam na opowiadanie świąteczne. A tu widzę naszą Trufelkę z....hmmm jakimś Draculą chyba....równiez mi nieznanym. Pozdrawiam i dziękuję za te opowiadania, są świetne na teraźniejsze wieczory z herbatką, lampka i można zagłębić się w świat wyobraźni czytając.
Like Like
0
Beti16
1 month ago
SUPER...
Like Like like 1
0
stasia108
1 month ago
Kolejna historia którą czyta się z chęcią i zapartym tchem, no i chce się jeszcze.
Like Like
0
Danusia
1 month ago
to ja czekam na opowiadanie świąteczne :)
Like Like
0
ellysmoczka
1 month ago
Ale magicznie! I tu, jak w każdej opowieści, kryje się prawda. Włóczki mają swoją moc. Ich magii doświadcza każda dziewiarka
Like Like
0
Anowi
1 month ago
To prawda, że włóczki mają magiczną moc 😁 Chce się je ciągle miziać, a kolory mają hipnoryzujacą moc
Like Like
0
Margarida
1 month ago
A to ci historia. Bliska memu sercu, bo z południa Polski.
Like Like