Tajemnica włóczki - cz. 2 serii o Mariolci
- Szczegóły
- Kategoria: Zmyślone historie
Minęły dwa tygodnie od wizyty pani Warton. Mariolcia, stojąc za ladą, wpatrywała się w deszcz smagający witrynę jej sklepu. Myśli wracały do tamtego ranka, gdy udało jej się pomóc kobiecie odnaleźć zaginiony naszyjnik. To był dopiero początek — od tamtej pory zaczęły pojawiać się kolejne zagadki.
Tego dnia, gdy sklep wypełniał zapach cynamonu, cichy dźwięk dzwonka oznajmił przybycie gościa. Była to kobieta w średnim wieku, o jasnych włosach upiętych w schludny kok, w ciemnozielonym płaszczu i z małym, wysłużonym kuferkiem w dłoni. Jej twarz zdradzała niepokój.
– Dzień dobry, pani Mariolciu. Nazywam się Violet Turner – przedstawiła się z ledwo skrywanym drżeniem w głosie. – Czy mogłaby pani poświęcić mi chwilę?
– Oczywiście, moja droga – odpowiedziała Mariolcia, zapraszając ją do okrągłego stolika obok ekspresu do kawy. – Co panią sprowadza?
Pani Turner rozpięła kufer, wyciągając kilka kolorowych motków włóczki. – Pracuję w fabryce włóczek w pobliskim miasteczku – zaczęła. – Ostatnio zauważyliśmy, że niektóre z naszych motków różnią się od pozostałych. Są nieco cięższe i mają dziwną teksturę. Szef kazał mi to zignorować, ale mam przeczucie, że coś jest nie tak. Boję się, że ktoś wykorzystuje nasze produkty do czegoś nielegalnego.
Mariolcia z zainteresowaniem wzięła jeden z motków do ręki. Faktycznie, miał dziwnie szorstką strukturę. Obróciła go w dłoni, a jej palce zadrżały, wyczuwając coś więcej — jakby wewnątrz włóczki kryło się coś twardego.
– To może być coś poważnego – powiedziała, odkładając motek na stół. – Ale proszę się nie martwić, sprawdzimy to.
Sięgnęła po jeden ze swoich magicznych motków, tym razem w odcieniu złotego bursztynu, który rozświetlił się delikatnym blaskiem. – Zrobimy z tego chustę prawdy – wyjaśniła. – Ta włóczka odsłoni to, co jest ukryte.
Palce Mariolci zaczęły pracować szybko i precyzyjnie, a wzór nabierał kształtu. Tworzyła coś na kształt misternych fal, przypominających fale morskie — jakby chciała zanurzyć się w głębinach tajemnicy. Gdy chusta była gotowa, podała ją pani Turner.
– Proszę założyć – powiedziała łagodnie. – Chusta pokaże pani, co jest prawdą.
Pani Turner ostrożnie zarzuciła chustę na ramiona. Jej oczy zaszły mgłą, a potem rozszerzyły się w zaskoczeniu. – Widzę... widzę złote drobinki we włóczce – wyszeptała. – Jakby było ich więcej, niż się wydaje. W fabryce ktoś coś dodaje...
– Czy to złoto? – zapytała Mariolcia, nie kryjąc zainteresowania.
Pani Turner skinęła głową. – Tak... ale to nie wszystko. Widzę, że ktoś przemyca je w środku motków, chowając tam małe, złote nitki.
Mariolcia zmrużyła oczy. – To bardziej skomplikowane, niż myślałam. Czy wie pani, kto mógłby być zamieszany?
Pani Turner przygryzła wargę. – Mam pewne podejrzenia... Jeden z pracowników, pan Gilford, zawsze przemyka się bokiem, a jego kieszenie wydają się cięższe niż zwykle.
Mariolcia wiedziała, że to dopiero początek. Musiała sprawdzić, kto stoi za tym procederem i jak głęboko sięga ta sieć.
– Proszę nic nie mówić nikomu – poleciła. – Mam sposób, by sprawdzić prawdę bez wzbudzania podejrzeń.
Następnego dnia, Mariolcia odwiedziła fabrykę pod pretekstem zakupu specjalnych włóczek do swojego sklepu. Uśmiechnięta i uprzejma, przechadzała się po hali, zbierając motki i dyskretnie spoglądając na pracowników. W końcu dostrzegła pana Gilforda – mężczyznę o surowej twarzy i czarnych, przenikliwych oczach.
Gdy udało jej się podejść bliżej, włożyła rękę do swojej torby i wyciągnęła niewielki motek magicznej włóczki w odcieniu czerwieni — motek śledzący. Kiedy położyła go na jednym ze stołów, natychmiast zaczął się poruszać, a jego nitka rozwinęła się, prowadząc w stronę miejsca, gdzie pan Gilford stał obok taśmy produkcyjnej.
Mariolcia poszła za nitką, która owinęła się wokół jednej z maszyn. To właśnie tam znajdowała się skrytka, do której pan Gilford wkładał motki z przemycanym złotem. Mężczyzna nie zauważył, że jest obserwowany — nadal krzątał się nerwowo, wkładając kolejne sztuki.
Wiedząc, że prawda jest na wyciągnięcie ręki, Mariolcia delikatnie dotknęła nitki, a ta zaczęła pulsować. Nagle maszyna zatrzymała się, a ze środka wypadły motki — niektóre z nich, rozwarstwiły się i odsłoniły błyszczące złote drobinki.
Pan Gilford zbladł, widząc, że jego sekret został ujawniony. Zanim zdążył uciec, Mariolcia stanęła przed nim, trzymając chustę prawdy, która emanowała złocistym blaskiem.
– Koniec gry, panie Gilford – powiedziała spokojnie. – Włóczka prawdy już wszystko ujawniła.
Policja, wezwana na miejsce przez panią Turner, aresztowała pana Gilforda, a sprawa przemytu złota została rozwiązana. Fabryka wróciła do normalnej pracy, a mieszkańcy miasteczka jeszcze bardziej zaufali Mariolci.
Wiedzieli bowiem, że tam, gdzie jest ona i jej magiczne włóczki, żadne zło nie ukryje się na długo.
Komentarze
Z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony...