Wieczór spowijał małe angielskie miasteczko zimową mgłą, która jak woal zasłaniała widok na brukowane uliczki i latarnie, rzucające drżące światło na wilgotne kamienie. Mariolcia, właścicielka „e-dziewiarki”, z wolna przestawiała motki włóczki na półkach. W powietrzu unosił się delikatny zapach lawendy i herbaty, a ciepły blask świec odbijał się w oknach.

1Nagle dzwonek nad drzwiami zabrzmiał niepewnie, jakby ktoś nie miał odwagi wejść do środka. Mariolcia spojrzała na wejście i dostrzegła mężczyznę. Wyglądał na kogoś, kto nosi w sobie ciężar nie do udźwignięcia. Był ubrany w czarny płaszcz, który zdawał się pochłaniać światło, a jego twarz, pomimo braku brody, zdradzała znajome rysy. Oczy — zmęczone, ale głęboko osadzone — wydawały się pamiętać więcej, niż mogłoby to unieść jedno ludzkie życie.

Mariolcia wyczuła w nim coś dziwnego. Tajemnicę, która nie chciała zostać ujawniona.

– Dobry wieczór – odezwała się, łagodnie, jakby przemawiała do dziecka zagubionego w ciemnym lesie. – W czym mogę pomóc?

Nieznajomy zatrzymał się w progu, jakby rozważał, czy uciec, czy jednak wejść.

– To miejsce… pachnie spokojem – powiedział cicho, niemal szeptem. – Przyszedłem, bo coś mnie tutaj przyciągnęło. Ale nie wiem, czy jestem mile widziany.

Mariolcia uśmiechnęła się lekko, jak zawsze, gdy czuła, że ktoś potrzebuje pomocy.

– Każdy jest tu mile widziany – odparła. – Może znajdzie się coś, co rozjaśni te mroki?

Znikająca broda

Mężczyzna rozejrzał się po sklepie, w którym kolorowe włóczki piętrzyły się na półkach niczym skarby w kufrze pirata. W końcu podszedł do jednego z regałów i sięgnął po czerwony motek o głębokim, bogatym odcieniu.

– Czerwień – powiedział, jakby mówił do siebie. – Kiedyś… kiedyś to był mój kolor.

Mariolcia uniosła brew.

– A co się z nim stało?

Czarny płaszcz mężczyzny wydawał się ciążyć na jego ramionach jak przekleństwo.

– Zniknął, jak wszystko inne. – Przebiegł dłonią po brodzie, która już dawno przestała istnieć, i uśmiechnął się gorzko. – Zmęczenie, presja, samotność… czasem to wszystko zabiera więcej, niż jesteś w stanie oddać.

Mariolcia przyjrzała mu się uważnie. Jej oczy zmrużyły się lekko, jakby rozważała, czy wyjawić coś, co od dawna leżało jej na sercu.

– Nie wiem, kim jesteś, ale jedno wiem na pewno – powiedziała, podchodząc bliżej. – Czerwień nigdy nie znika. Czasem tylko ukrywa się pod warstwą pyłu.

Nieznajomy spojrzał na nią z zaciekawieniem.

– Jesteś pewna?

– Absolutnie – odparła Mariolcia z przekonaniem. – Chodź, usiądźmy. Pokażę ci coś.

Wyznanie tajemnicy

W kąciku sklepu, przy małym drewnianym stoliku, Mariolcia postawiła dwa kubki z herbatą. Nieznajomy usiadł niepewnie, jakby obawiał się, że miejsce jest dla niego zbyt dobre.

– Więc? – zaczęła, podając mu kubek. – Jak brzmi twoja historia?

– Jeśli ci powiem, uznasz mnie za wariata – odpowiedział z cieniem smutnego uśmiechu.

– Spróbuj – zachęciła Mariolcia. – W końcu każdy lubi dobrą opowieść.

Mężczyzna spuścił wzrok na parującą herbatę i westchnął.

– Byłem Świętym Mikołajem – powiedział w końcu, a jego słowa zdawały się wypełniać sklep ciężarem tajemnicy.

Mariolcia nie zareagowała od razu. Jej twarz pozostała spokojna, choć w oczach zatańczył cień zdziwienia.

– Byłeś? – powtórzyła, wyraźnie akcentując czas przeszły.

– Tak – potwierdził. – Ale wszystko się rozsypało. Ludzie przestali wierzyć, dzieci patrzą na mnie jak na postać z reklamy. Straciłem radość… i w końcu straciłem siebie.

Mariolcia milczała przez chwilę, a potem wstała i sięgnęła po kosz pełen włóczek.

– To nie świat cię zgubił, Mikołaju – powiedziała, wybierając motki o żywych barwach – ale ty zgubiłeś świat. I razem go odnajdziemy.

Wyprawa do Islandii

Kilka dni później wyruszyli razem do Islandii. Tam, w warsztacie elfów, rozpoczęło się coś na kształt terapii przez dzierganie. Mariolcia pokazała Mikołajowi, jak przerabiać oczka, a elfy ochoczo pomagały. Niemiecka włóczka od firmy Atelier Zitron, miękka i o żywych barwach, stała się kluczowym elementem ich pracy.

Kiedy wreszcie powstał czerwony sweter w renifery, Mariolcia podała go Mikołajowi z triumfem.

– Teraz – powiedziała – pokaż dzieciom, że nadal jesteś tym, na kogo czekają.

Nowy początek

W dniu, kiedy Mikołaj po raz pierwszy w czerwonym swetrze wyruszył na ulice miasteczka, dzieci z miejsca rozpoznały w nim dawnego przyjaciela. Śmiech, którego nie słyszano od lat, rozbrzmiał na ulicach, a Mikołaj uśmiechał się tak szczerze, że nawet jego psycholog nie mógł wyjść z podziwu.

– Wiesz, Mariolciu – powiedział, odwiedzając ją pewnego popołudnia. – Teraz wszyscy pacjenci Roberta - mojego psychologa -  zamiast recept dostają adres twojego sklepu. Wygląda na to, że klucz do radości tkwi w kolorowych włóczkach.

A Mariolcia? Tylko uśmiechnęła się tajemniczo, poprawiając motek na półce. Jak zawsze wiedziała, że najprostsze rzeczy potrafią leczyć nawet najbardziej złamane serca.

Tajemniczy klient

Pewnego grudniowego popołudnia, gdy Mariolcia kończyła przygotowania do świątecznego spotkania w "e-dziewiarce", drzwi sklepu otworzyły się z przeciągłym skrzypieniem. Mariolcia podniosła wzrok, spodziewając się Mikołaja, który często wpadał na herbatę, ale zamiast niego do środka wszedł inny mężczyzna.

Był wysoki, szczupły i ubrany w elegancki płaszcz. Jego twarz, choć przystojna, zdradzała zmęczenie. Oczy o chłodnym spojrzeniu przesuwały się po półkach, jakby szukały czegoś konkretnego.

– Dzień dobry – powiedział, skinąwszy lekko głową. Jego głos był niski, głęboki, z wyczuwalnym akcentem, który Mariolcia nie potrafiła umiejscowić.

– W czym mogę pomóc? – zapytała, zachowując serdeczność, choć instynkt podpowiadał jej, że ten człowiek nie przyszedł po zwykłą włóczkę.

– Szukam czegoś… wyjątkowego – odparł, nie precyzując, co miał na myśli.

– Każda włóczka jest wyjątkowa – odparła Mariolcia z lekkim uśmiechem, podchodząc bliżej. – Może konkretny kolor? Rodzaj włókna?

– Może. – Mężczyzna spojrzał na nią, a w jego oczach błysnęło coś, co przypominało… niepokój? – Słyszałem, że pomaga pani ludziom. Tym, którzy zgubili drogę.

Mariolcia zastygła na chwilę, zaskoczona, ale nie dała tego po sobie poznać.

– Czasem ludzie sami odnajdują drogę. Ja tylko podaję im motek – powiedziała ostrożnie.

– A jeśli motek nie wystarczy? – zapytał, a jego głos stał się bardziej stanowczy.

Ślad świętego Mikołaja

Mariolcia postanowiła nie odpowiadać wprost. Zamiast tego wskazała na jedną z półek z włóczkami.

– Proszę spojrzeć na tę czerwoną włóczkę – zaczęła. – Jest delikatna, miękka, ale jeśli ją rozplącze, trudno będzie ją z powrotem uporządkować. Trochę jak życie, prawda?

Mężczyzna podszedł bliżej i wziął do ręki motek. Przez chwilę zdawał się go dokładnie badać, jakby kryło się w nim coś więcej niż tylko włókna.

– Czerwień… – powiedział półgłosem. – Ciekawy wybór.

Zanim Mariolcia zdążyła odpowiedzieć, odłożył włóczkę na miejsce i spojrzał na nią uważnie.

– Wie pani, gdzie jest Święty Mikołaj? – zapytał nagle, jakby testował jej reakcję.

Serce Mariolci zabiło mocniej, ale zachowała spokój.

– Dlaczego pan pyta?

Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Zamiast tego wyjął z kieszeni wizytówkę i położył ją na ladzie.

– Jeśli go pani zobaczy, proszę mu przekazać, że szukam go w bardzo ważnej sprawie. – Głos mężczyzny był lodowaty, a spojrzenie przenikliwe.

Mariolcia spojrzała na wizytówkę. Było na niej tylko jedno słowo: Krampus.

Wątpliwości i niepokój

Gdy drzwi zamknęły się za tajemniczym klientem, Mariolcia długo stała nieruchomo, obracając w palcach wizytówkę. Imię „Krampus” kojarzyło jej się mgliście z jakimiś dawnymi legendami, ale nie była pewna szczegółów.

Poczuła zimny dreszcz, który przeszył ją mimo ciepła wypełniającego sklep. Czy to możliwe, że ten mężczyzna chciał zaszkodzić Mikołajowi? A może jego intencje były inne?

Nie czekała długo. Wieczorem zapukała do drzwi starej chatki na skraju miasteczka, gdzie Mikołaj zamieszkał tymczasowo. Gdy otworzył drzwi, jego uśmiech szybko zniknął, widząc poważny wyraz twarzy Mariolci.

– Mamy problem – powiedziała bez ogródek, wchodząc do środka.

Mikołaj spojrzał na wizytówkę, którą mu podała. Gdy zobaczył napis, pobladł.

– Krampus… – wymamrotał. – To niemożliwe.

– Kim on jest? – zapytała Mariolcia.

Mikołaj usiadł ciężko na fotelu.

– Jest tym, czym ja nie jestem – odparł z wyraźnym trudem. – Karcicielem. Legendy mówią, że kiedy ja przynoszę prezenty, on wymierza sprawiedliwość. Ale od wieków był tylko opowieścią, cieniowym odbiciem świąt.

– A teraz? – dopytała Mariolcia, czując narastający niepokój.

Mikołaj spojrzał na nią, a w jego oczach pojawił się strach, którego nigdy wcześniej u niego nie widziała.

– Teraz najwyraźniej powrócił. I wygląda na to, że szuka mnie.

Czas na decyzję

– Więc co zrobimy? – zapytała Mariolcia, choć w jej głosie kryło się więcej determinacji niż lęku.

Mikołaj milczał przez chwilę, po czym spojrzał na swój czerwony sweter w renifery, który wciąż wisiał na wieszaku.

– Musimy dowiedzieć się, czego naprawdę chce – powiedział w końcu. – A potem zrobić wszystko, by uratować święta.

Mariolcia spojrzała na półki pełne włóczek i uśmiechnęła się lekko.

– Może i Krampus wrócił, ale jedno jest pewne – jeśli trzeba będzie stawić mu czoła, to zrobimy to razem. I z dobrym, ciepłym swetrem.

W tej chwili poczuli, że ich zadanie jest większe niż kiedykolwiek. Tajemnica Krampusa i jego powrotu mogła zmienić wszystko… ale Mariolcia wiedziała jedno: nawet najgłębsze mroki można rozproszyć, jeśli tylko znajdzie się odpowiedni kolor włóczki.

Przesłanie z przeszłości

Mariolcia i Mikołaj postanowili działać szybko. Tajemnicza postać Krampusa, choć budziła lęk, była jedynie cieniem większego zagrożenia — utraty ducha świąt.

Mariolcia przypomniała sobie o pewnym bardzo starym motku włóczki, który leżał schowany w kącie sklepu. Był to prezent od jej babci, która zawsze mawiała, że „ten motek trzyma ciepło wielu pokoleń”. Włóczka miała niezwykły odcień — głęboką czerwień przeplataną złotymi refleksami.

Gdy opowiedziała o niej Mikołajowi, jego twarz rozjaśniła się nadzieją.

– To może być to, czego potrzebujemy – powiedział. – Czasem jedno drobne przypomnienie potrafi zmienić serce.

– Czy mówisz o Krampusie? – zapytała Mariolcia.

– Nie tylko o nim – odparł Mikołaj z zadumą. – Mówię o nas wszystkich.

Spotkanie w lesie

Krampus czekał na nich w ciemnym lesie za miasteczkiem. Śnieg sypał gęsto, a księżyc oświetlał smukłą sylwetkę mężczyzny w czerni. Jego oczy błyszczały złowrogo, ale w głębi spojrzenia czaił się smutek.

– Po co mnie szukaliście? – zapytał Krampus, gdy Mariolcia i Mikołaj stanęli przed nim.

– Po to, by ci przypomnieć – odpowiedział Mikołaj, wyciągając w jego stronę sweter, który Mariolcia wydziergała z babcinej włóczki. Był w odcieniach czerwieni i złota, z delikatnym wzorem gwiazd i świerków.

Krampus spojrzał na sweter z widocznym zdziwieniem.

– Co to jest? – zapytał chłodno.

– Ciepło, które zgubiłeś – odparła Mariolcia. – Może wydaje ci się, że twoim zadaniem jest sądzić i karać, ale zapomniałeś, że nawet ci, którzy zbłądzili, potrzebują nadziei.

Krampus sięgnął po sweter z wahaniem. Gdy dotknął miękkiej włóczki, jego twarz złagodniała.

– Nie pamiętam… – zaczął cicho. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem coś innego niż chłód.

Mikołaj położył dłoń na jego ramieniu.

– Może pora, byśmy obaj sobie przypomnieli, że święta są dla każdego – powiedział z ciepłym uśmiechem.

Powrót ducha świąt

Kilka dni później, w Wigilię, miasteczko ożyło w sposób, jakiego nie widziano od lat. Dzieci biegały po ulicach, wypatrując Świętego Mikołaja. Kiedy w końcu się pojawił, ubrany w swój nowy czerwono-złoty strój, na jego twarzy widniał szczery, szeroki uśmiech.

Ale to nie Mikołaj był największą niespodzianką. Obok niego szedł Krampus, również w nowym swetrze — granatowym, ozdobionym srebrnymi płatkami śniegu. Nie wyglądał już groźnie. Jego oczy, choć wciąż poważne, emanowały spokojem.

Dzieci najpierw patrzyły z zaciekawieniem, potem z radością podbiegły do obydwu postaci. Śmiech i okrzyki radości rozbrzmiewały w powietrzu, a dzwonki sań dodawały melodii temu niezwykłemu wieczorowi.

Mariolcia obserwowała to wszystko z okna swojego sklepu, trzymając w dłoniach kubek herbaty. Uśmiechnęła się, czując ciepło w sercu. Wiedziała, że przywrócenie ducha świąt nie polegało na pokonaniu ciemności, ale na przypomnieniu, że światło zawsze jest gdzieś blisko.

Ostatnie słowa

Kiedy święta dobiegły końca, Krampus odwiedził Mariolcię w sklepie.

– Chciałem ci podziękować – powiedział cicho. – Nie wiedziałem, że można zmienić drogę, którą się idzie.

– Czasem wystarczy tylko inny kolor włóczki – odpowiedziała Mariolcia z ciepłym uśmiechem.

Krampus uśmiechnął się lekko, a potem, ku jej zaskoczeniu, wyjął mały pakunek.

– To dla ciebie – powiedział.

Gdy Mariolcia otworzyła prezent, znalazła w środku niezwykły motek włóczki. Był czarny jak noc, ale gdy przyjrzała się bliżej, dostrzegła w nim delikatne, połyskujące srebrne nitki, jak gwiazdy na zimowym niebie.

– Czasem ciemność też może być piękna – powiedział Krampus, odwracając się do wyjścia.

Gdy drzwi zamknęły się za nim, Mariolcia poczuła łzę spływającą po policzku. Nie była to łza smutku, lecz wzruszenia. Wiedziała, że święta będą teraz inne — nie tylko dla dzieci, ale także dla tych, którzy myśleli, że dla nich nie ma już miejsca w świecie radości.

I choć święta minęły, w „e-dziewiarce” zawsze czuć było ciepło, które rozgrzewało serca każdego, kto przekroczył próg.

Zaloguj się by komentować.

Komentarze

0
Beti16
2 days ago
Porusza wyobraźnię, niczym opowieść wigilijna.
Like Like
0
Anowi
1 week ago
Ta historia skłania do refleksji i wywołuje wspomnienia, a dzierganie rzeczywiście działa terapeutycznie.
Like Like
0
Bajka
1 week ago
Radosnych dzierganych Świąt życzę Wszystkim :)
Like Like
1
Milva22
1 week ago
Niezwykła historia, teraz i ja spojrzę na moje włóczki jak na nowe możliwości które trzeba tylko uformować.
Like Like like 1
2
browneyed
2 weeks ago
Przepiękna baśń E-dziewiarkowa, naprawdę pomyślcie aby zebrać te nevelki i zrobić z tego małą książkę, myślę że sporo nas by ją miało w domach, ja osobiście często bym do nie wracała bo wszystkie te opowiadania mają niepowtarzalny klimat, a czytając je wyobraźnia mocno działa, nawet czuć w dłoniach tę Mariolciową herbatkę i zapach lawendy!!! Na spotkanie nie dam rady przybyć ale na konto tego pięknego opowiadania o tej cudownej czerwieni i najpiękniejszej czerni z błyskiem kupię po moteczku żeby pamiętać o Mikołajkach Mariolciowych. Krampus jest mi nieznany ale gdy jako dziecko (i nie tylko 8) ) rozrabiałam, mama i reszta dorosłych zawsze mi mówili, że dostanę zamiast prezentu mikołajowego rózgę i obierki z ziemniaków. Gdybym znała tego Krampusa to wolałabym zdecydowanie jego jak te ziemniaczane obierki. Chyba jako dziecko miałam równie wspaniałe "pomysły" Mariolciowe tylko nieco czasami inne! Pozdrawiam i dziękuję za piękne wprowadzenie w czas Świąt. Angela.
Like Like like 1
2
Wiesia
2 weeks ago
Dziękuję. Przecudna opowieść przywołująca wspomnienia z dzieciństwa, pierwsze włoczki... Ach..
Gratulacje dla autora.
Like Like like 1
2
pasja34
2 weeks ago
Magiczny kącik pełen pięknych włóczek, wzbogacił się o piękne historie z jakże pozytywnym i ponadczasowym przesłaniem. Ach, przekroczyć kiedyś ten próg ;) Dziękuję .
Like Like like 1
2
ellysmoczka
2 weeks ago
Bardzo wzruszająca opowieść. I jaka prawdziwa i na czasie. A nawet można powiedzieć, że ponadczasowa. I tyle w niej przesłań. Bardzo za nią dziękuję. Poczułam się i jak zapomniany Mikołaj, i jak owiany mrokiem Krampus...
Like Like like 1
1
Mariolcia
2 weeks ago
Dziękujemy Wam za komentarze :) Miło, że zostawiacie ślad przeczytania.
Like Like
2
jowika
2 weeks ago
Piękna i magiczna opowieść. Ten spokój, radość, wyciszenie pomiędzy motkami....ach, uwielbiam.
Like Like like 1