Zmyślone historie

Tajemnice skarbów w podziemiach

1aMariolcia stała przy oknie swojego sklepu, spoglądając na deszczową ulicę, która była odzwierciedleniem jej wewnętrznych zawirowań. Złote promienie słońca, które pojawiały się co jakiś czas, kusiły ją do działania, jednak mroczne myśli o podziemiach Łodzi zniechęcały ją do podjęcia ostatecznej decyzji. W myślach wracała do chwil, gdy usłyszała o tajemnicy, o której mówiono tylko szeptem.

To właśnie podczas jednej z wizyt u swej babci, Mariolcia usłyszała opowieści o hitlerowcach, którzy ukryli bezcenne druty, ręcznie wykonane przez mistrzów włókiennictwa. Nie były to zwykłe narzędzia do robótek ręcznych; mówiło się, że te druty miały moc tworzenia nie tylko pięknych dzianin, ale również magii, która mogła zmieniać rzeczywistość. Na dnie jej serca zrodziło się pragnienie, aby odnaleźć ten skarb i przywrócić mu dawną świetność.

W tym momencie do sklepu weszła starsza pani, Emilia, znana w Łodzi z zamiłowania do dziergania. W jej oczach Mariolcia dostrzegła niepokój.

— Mariolciu, słyszałaś o zniknięciu Pani Haliny z sąsiedztwa? Zniknęła bez śladu, a mówią, że miała informacje na temat skarbu. To wszystko wydaje się być związane z tym, co ukryto w podziemiach! — powiedziała Emilia, z trwożeniem w głosie.

Mariolcia spojrzała na nią przenikliwie. Zniknięcia w tym małym angielskim misteczku były rzadkie, a każde z nich niosło ze sobą historię, która mogła być niebezpieczna. Zaintrygowana, sięgnęła po swoje magiczne włóczki, które zawsze były jej pomocą w trudnych chwilach. Wzięła motek ciemnofioletowej włóczki, która podobno miała moc odsłaniania tajemnic.

— Chyba czas, aby odkryć, co naprawdę się dzieje — odpowiedziała Mariolcia, oplatając włóczkę wokół palców. W mgnieniu oka wizje zaczęły się formować. Zobaczyła podziemia, ciemne korytarze, a w nich blask drutów, które zdawały się emanować własną energią.

Emilia obserwowała ją z rosnącym napięciem.

— Mariolciu, nie możesz iść sama! To może być niebezpieczne! — wykrzyknęła.

— Ale to właśnie dlatego muszę to zrobić — odpowiedziała Mariolcia, czując wewnętrzną determinację. — Muszę znaleźć te druty, zanim wpadną w niewłaściwe ręce.

Pożegnawszy Emilię, Mariolcia zaczęła zbierać niezbędne rzeczy. Wzięła ze sobą kilka motków włóczek, a także stary klucz, który odziedziczyła po zmarłej babci. Babcia zawsze mówiła, że klucz ten może otworzyć nie tylko drzwi, ale także bramy do dawnych czasów i tajemnic. Mariolcia miała nadzieję, że to będzie właśnie ten moment, kiedy klucz okaże się przydatny.

Zdecydowana ruszyła w podróż do Łodzi. Miasto, które przez wieki skrywało wiele tajemnic, teraz wydawało się jej pełne potencjalnych zagrożeń i niewiadomych. Jednak z każdym krokiem, który stawiała, czuła magiczną moc swoich włóczek — energię, która prowadziła ją ku przeznaczeniu.

Dotarła na starą ulicę, gdzie witały ją opuszczone kamienice i tajemnicze zaułki. Zatrzymała się przy wejściu do jednego z budynków, który z daleka wyglądał na nieco zapomniany. W jej sercu zadrżała nutka niepokoju, ale jednocześnie ekscytacja ogarnęła całe jej jestestwo.

Mariolcia wzięła głęboki oddech, trzymając klucz w dłoni. W tym momencie w jej myślach rozbrzmiał głos jej babci:

— Pamiętaj, Mariolciu, w każdej tajemnicy kryje się prawda. Musisz tylko wiedzieć, jak ją odsłonić.

Włożyła klucz do zamka, który wyglądał na zardzewiały, a zamek zaskrzypiał w odpowiedzi. Kiedy drzwi się otworzyły, wnętrze budynku przywitało ją chłodem i ciemnością. Mariolcia stąpała ostrożnie, a światło z jej latarki rzucało długie cienie na kamienne ściany.

W miarę jak schodziła w głąb podziemi, magia włóczki w jej sercu pulsowała coraz mocniej. W końcu dotarła do małej komnaty, w której stał stół, a na nim… druty. Ręcznie wykonane, lśniące w blasku jej latarki. To były one, o których słyszała.

Jednak nie była sama. W cieniu zauważyła postać. Przemknęła jej myśl, że być może nie była pierwsza, która odkryła to miejsce.

— Kto tu jest? — zapytała Mariolcia, a jej głos zabrzmiał odważnie, mimo narastającego lęku.

Cień wyszedł na światło, ukazując mężczyznę o zimnym spojrzeniu, który trzymał w dłoni coś, co przypominało złotą kulę.

— Witaj, Mariolciu.

Serce Mariolci zabiło szybciej. W tym momencie wiedziała, że nie tylko skarb czekał na odkrycie, ale także wiele mrocznych tajemnic, które mogły zmienić nie tylko jej życie, ale i losy całej Łodzi.

W poszukiwaniu prawdy

Mariolcia wstrzymała oddech, czując, jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach. Mężczyzna w cieniu był intrygujący, a atmosfera wokół gęstniała od napięcia. Chociaż w sercu Mariolci buzowały emocje, jej umysł pracował na najwyższych obrotach, analizując sytuację.

— Kim jesteś i co wiesz o Pani Halinie? — zapytała, starając się nadać swojemu głosowi pewność.

Mężczyzna, nazywający się Igor, uśmiechnął się szczerze, ale jego oczy były pełne troski.

— Pani Halina… tak, to interesująca postać. Zniknęła, ponieważ dowiedziała się za dużo. Próbowała odnaleźć skarb, podobnie jak ty — odpowiedział, wskazując na druty, które Mariolcia tak pragnęła.

Zaczęła łączyć fakty. Pani Halina, sąsiadka Emilii, była zapaloną rękodzielniczką, która często odwiedzała jej sklep. Ostatnio mówiła o jakimś śladzie prowadzącym do skarbu. Wiele razy Mariolcia myślała, że kobieta stara się nawiązać z nią kontakt, chcąc podzielić się swoimi odkryciami.

— Gdzie jest Pani Halina? — zapytała Mariolcia, czując narastającą determinację. — Co się z nią stało?

Igor wyraźnie się zmartwił.

— Nic jej nie zrobiłem. Jest moją matką, a jej zniknięcie to wynik tego, że zbyt blisko podeszła do prawdy. Zrozum, Mariolciu, to, co odkryła, może zmienić wszystko. Wiele osób nie chce, żeby te informacje ujrzały światło dzienne — wyjaśnił.

Mariolcia poczuła, jak moc jej włóczek zaczyna pulsować w jej dłoniach, jakby chciały ją ostrzec przed niebezpieczeństwem. Postanowiła, że musi się dowiedzieć więcej.

— Jak mogę pomóc? Pani Halina jest dla mnie ważna, a nie pozwolę, aby zniknęła bez śladu! — zawołała.

Igor spojrzał na nią z pełnym zrozumieniem.

— Wiem, że się martwisz, ale musimy działać ostrożnie. Pani Halina natrafiła na starą mapę prowadzącą do skarbu. Wydaje mi się, że odkryła coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego, dlatego teraz jej szukamy — dodał.

Zgromadzone myśli pęczniały w umyśle Mariolci. Pani Halina mogła być w niebezpieczeństwie, a sama Mariolcia nie mogła pozwolić, by ktoś wpadł w pułapki związane z tajemniczym skarbem.

— Dobrze, idziemy razem. Chcę pomóc w odnalezieniu pana matki— powiedziała Mariolcia, czując wewnętrzną determinację.

Igor skinął głową, a w jego oczach pojawił się błysk nadziei.

— Razem będziemy silniejsi. Nie możemy się jednak rozdzielać — ostrzegł.

Wspólnie ruszyli w głąb podziemi, przemierzając coraz głębsze zakamarki tajemnic Łodzi. Po drodze Mariolcia nieustannie czuła pulsującą moc swoich włóczek, a w sercu narastała nadzieja, że odnajdą Panią Halinę, zanim będzie za późno.

W miarę jak schodzili niżej, dotarli do pomieszczenia wypełnionego starymi dokumentami, mapami i książkami. Igor zajął się przeszukiwaniem dokumentów, podczas gdy Mariolcia badała otoczenie.

Nagle, w kącie pomieszczenia, dostrzegła coś, co przypominało włóczkę, jednak nie była to zwykła włóczka. Jej kolor przypominał blask pełni księżyca, a na końcu wisiał mały kluczyk. Mariolcia poczuła, że to może być istotny element układanki.

— Igor, zobacz to! — zawołała, pokazując mu znalezisko.

Igor przyglądał się jej z zaciekawieniem.

— To może być klucz do czegoś większego — stwierdził, sięgając po włóczkę. — Jeśli uda nam się odkryć, do czego to prowadzi, być może dowiemy się, gdzie jest mama.

Mariolcia z bijącym sercem obserwowała, jak Igor bada włóczkę. Ich współpraca była krucha, ale w obliczu zagrożenia musieli zjednoczyć siły.

Wtedy Mariolcia usłyszała ciche wołanie. Serce jej zamarło.

— Pani Halina? — wyszeptała, kierując się w stronę głosu.

Zaraz za rogiem, w cieniu ciemnego korytarza, dostrzegła sylwetkę. W miarę zbliżania się do niej, jej nadzieje wzrastały, ale w miarę zbliżania się do postaci, poczuła niepokój. To była Pani Halina, ale wyglądała na wyczerpaną i przerażoną.

— Mariolciu, pomocy! — zawołała Halina, a w jej oczach widać było strach. — Oni mnie szukają!

Igor podbiegł do matki, a w jego oczach pojawiła się natychmiastowa troska.

— Mamo, co się stało? — zapytał, obejmując ją.

Pani Halina opadła na stół, łapiąc oddech.

— Próbowałam znaleźć mapę, o której mówiliście, ale ktoś mnie zauważył. Mówią, że nie powinnam była się zbliżać — wyznała, a w jej głosie słychać było lęk.

Mariolcia spojrzała na Igora, a potem na Panią Halinę, czując, że sytuacja jest poważniejsza, niż przypuszczała.

— Musimy się stąd wydostać, zanim będzie za późno — zasugerowała, a w jej oczach błyszczała determinacja.

— Tak, to prawda. Mam plan. Musimy znaleźć wyjście do starych katakumb, gdzie nikt nas nie znajdzie. A potem… potem wrócimy do domu, a skarb niech zostanie w spokoju — stwierdził Igor, a jego głos był pełen siły.

Mariolcia skinęła głową, czując, że razem będą w stanie stawić czoła temu, co czeka na nich w podziemiach Łodzi. Wspólnie ruszyli w stronę wyjścia, w sercach mając nadzieję, że ich wspólne siły przyniosą im bezpieczeństwo i umożliwią odnalezienie prawdy.

Nowy początek

Po ucieczce z podziemi, Mariolcia czuła ulgę, że Pani Halina i Igor są bezpieczni, ale w jej sercu pozostał niepokój. Magiczne druty wciąż ją fascynowały, a myśli o ich ukrytym skarbie nie dawały jej spokoju.

— Muszę wrócić do Łodzi — postanowiła, patrząc przez okno swojego małego mieszkania. — Coś mi mówi, że tam jeszcze nie skończyłam.

Mijały dni, a w końcu Mariolcia zorganizowała się do drogi. Wyjeżdżając, powiedziała Pani Halinie:

— Wiesz, czuję, że coś niezwykłego czeka na mnie w Łodzi. Muszę to znaleźć.

Pani Halina spojrzała na nią z niepokojem.

— Uważaj, Mariolciu. Mówią, że te podziemia są pełne tajemnic, a niektóre z nich lepiej zostawić w spokoju.

— Ale nie mogę tego zignorować! — odpowiedziała Mariolcia z determinacją. — To może być moje przeznaczenie.

Po przybyciu do Łodzi, Mariolcia zaczęła badać lokalne archiwa i rozmawiać z mieszkańcami, zbierając informacje na temat skarbu. Wkrótce natrafiła na starą mapę, która prowadziła do miejsca, gdzie mogły być ukryte magiczne druty.

Pewnego poranka, uzbrojona w mapę, Mariolcia postanowiła wyruszyć na poszukiwania.

— Zaczynam od ogrodu — powiedziała sama do siebie, wpatrując się w mapę. — Muszę znaleźć to wejście.

Kiedy dotarła do zaniedbanego ogrodu, serce biło jej jak szalone. Resztki starych budowli otaczały ją ze wszystkich stron. Przeszukując teren, odnalazła małe, kamienne wejście, które było częściowo zasypane liśćmi i gałęziami. W sercu Mariolci zadrżała nadzieja.

— To musi być to! — wyszeptała, odgarniając zarośla.

Z bijącym sercem zeszła po wąskich schodach prowadzących do ciemnych korytarzy. Echo jej kroków odbijało się od kamiennych ścian, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci.

— Coś tutaj jest... — mruknęła, czując dreszcz przechodzący przez jej ciało.3

Podążając zgodnie z mapą, wkrótce dotarła do niewielkiej komnaty oświetlonej słabym blaskiem. Na środku stał stół, a na nim leżały druty, które emanowały niesamowitą energią. Mariolcia podeszła bliżej, jej serce biło coraz mocniej.

— To musi być to! — szepnęła, chwytając jeden z drutów.

W momencie, gdy go dotknęła, poczuła przepływ magii przez swoje palce. Druty miały moc, której nie dało się zignorować.

— Ale co się dzieje? — zawołała Mariolcia, gdy nagle powietrze wokół niej zawirowało.

W ciemności korytarza rozległ się cichy szept.

— Kto śmie zakłócać mój spokój? — rozległ się głos, a w komnacie pojawił się cień.

Mariolcia zawahała się, ale nie mogła się cofnąć.

— Kim jesteś? — zapytała, czując narastające napięcie.

— Jestem stróżem tych skarbów — odpowiedział cień, zbliżając się do niej. — Niewielu miało odwagę tu wejść. Dlaczego przerywasz ciszę?

— Przyszłam po magiczne druty — odparła Mariolcia, nie odrywając wzroku od tajemniczej postaci. — Muszę je mieć.

Cień zaśmiał się, a echo jego śmiechu wypełniło komnatę.

— Magia nie jest zabawą, dziewczyno. Każdy, kto pragnie mocy, musi zapłacić cenę.

Mariolcia poczuła lęk, ale także determinację.

— Nie boję się — powiedziała, starając się brzmieć pewnie. — Zrobię wszystko, by zdobyć te druty.

Cień zamilkł na chwilę, a potem skinął głową.

— Dobrze, ale pamiętaj: niebezpieczeństwo czyha na każdego, kto używa tej magii. Możesz wciągnąć siebie i innych w wir nieodwracalnych konsekwencji.

W końcu Mariolcia otrzymała druty i, po złożeniu obietnicy ostrożności, wyszła z katakumb, czując, jak nowa moc pulsuje w jej dłoniach.

Po powrocie do domu z drutami w plecaku, Mariolcia podjęła decyzję, która zmieni jej życie. Postanowiła otworzyć nowy sklep z włóczkami i akcesoriami dziewiarskimi przy Zielonej 43.

— Muszę to zrobić! — powiedziała na głos, czując, że ten sklep będzie pomnikiem jej odwagi i odkryć.

W ciągu kilku tygodni Mariolcia zorganizowała lokal, który przyciągał klientów swoim ciepłem i przytulnością. Nazwała swój sklep „e-dziewiarka” i ozdobiła go kolorowymi motkami włóczek, urokliwymi haftami oraz strefą relaksu z wygodnymi fotelami. Wkrótce miejsce stało się ulubionym punktem w mieście, gdzie pasjonaci dziergania spotykali się, dzielili pomysłami i uczyli się od siebie nawzajem.

Pani Halina i Igor często pomagali Mariolci w prowadzeniu sklepu, a ich relacja tylko się zacieśniła. Pani Halina przynosiła swoje doświadczenie i wiedzę, dzieląc się pasją do robótek ręcznych z nowym pokoleniem. Igor z kolei, jako młody artysta, wprowadzał nowe pomysły i techniki do asortymentu.

— Co myślisz o tych drutach? — zapytała Mariolcia, pokazując nowe nabytki.

— Są niesamowite! — odpowiedział Igor, biorąc jeden do ręki. — Czuję, że mają w sobie coś wyjątkowego.

Pewnego dnia, podczas organizacji warsztatów, Mariolcia postanowiła pokazać druty, które odkryła w katakumbach.

— Dziś spróbujemy czegoś nowego! — ogłosiła, zbierając uczestników. — Te druty mają magiczną moc.

Ludzie zamilkli, a w powietrzu zaczęła unosić się atmosfera napięcia.

— Czy to prawda? — zapytał jeden z uczestników, patrząc na Mariolcię z ciekawością. — Czy można nimi tworzyć coś naprawdę magicznego?

Mariolcia uśmiechnęła się tajemniczo.

— Tak, ale musicie być ostrożni. Magia nie jest zabawą, a jej konsekwencje mogą być nieprzewidywalne.

Kiedy tylko wyciągnęła druty, poczuła, jak ich magiczna moc zaczyna wpływać na uczestników. Ludzie zaczęli tworzyć piękne rzeczy, a w powietrzu unosiła się atmosfera radości i twórczej energii.

Z czasem „e-dziewiarka” stała się miejscem, gdzie nie tylko sprzedawano włóczki, ale także gdzie rodziły się nowe przyjaźnie, pomysły i marzenia. Mariolcia wiedziała, że jej decyzja o otwarciu sklepu była najlepsza, jaką mogła podjąć. Magia, którą dzieliła z innymi, łączyła ich w niespotykany sposób.

W miarę jak sklep kwitł, Mariolcia nigdy nie zapomniała o skarbie z katakumb. Wiedziała, że ma w rękach coś więcej niż tylko narzędzia do pracy — miała możliwość tworzenia i inspirowania innych do odkrywania magii w sobie. Każdy nowy motek włóczki i każdy dzień w „e-dziewiarce” były pełne nadziei i kreatywności, a Mariolcia nieustannie dążyła do odkrywania nowych tajemnic i dzielenia się nimi z innymi.

PA190361okW miarę jak mijały tygodnie, sklep „e-dziewiarka” stał się centrum lokalnej społeczności. Ludzie przychodzili nie tylko po włóczki, ale także po dobre słowo, inspirację i wsparcie. Mariolcia organizowała cotygodniowe spotkania, podczas których dzieliła się swoimi pomysłami i technikami dziergania, a klienci z radością uczyli się od siebie nawzajem.

— Dzisiaj spróbujemy stworzyć coś wyjątkowego — ogłosiła pewnego piątku, trzymając w ręku kolorową włóczkę. — Chciałabym, aby każdy z was stworzył mały projekt, który odzwierciedli waszą osobowość.

Kiedy rozpoczęły się zajęcia, w sklepie panowała atmosfera radości i twórczej energii. Ludzie współpracowali, rozmawiali, a ich śmiech wypełniał przestrzeń.

Nagle drzwi sklepu otworzyły się z trzaskiem, a do środka weszła postać w ciemnym płaszczu. Zgromadzeni zamilkli, a Mariolcia poczuła, jak dreszcz przechodzi jej przez plecy.

— Czego pan chce? — zapytała, patrząc na przybysza.

Mężczyzna, o ciemnych oczach, przeszedł przez sklep i stanął obok Mariolci.

— Szukam kogoś, kto ma w posiadaniu druty, które widziałem w podziemiach. — Jego głos był głęboki i melodyjny, ale w nim kryła się pewna groźba.

Wszyscy w sklepie patrzyli na Mariolcię z niepokojem.

— Nie wiem, o czym pan mówi — odpowiedziała Mariolcia, starając się zachować spokój. — Tu sprzedajemy włóczki i akcesoria dziewiarskie, ale nie posiadamy niczego, co mogłoby pana interesować.

Mężczyzna zbliżył się do niej, jego wzrok przeszywał ją na wylot.

— Nie okłamuj mnie. Te druty mają moc, a ja ich potrzebuję.

Igor, który stał nieopodal, włączył się do rozmowy.

— Możesz sobie pójść, stary! Mariolcia nie da ci ich, a my nie mamy nic wspólnego z twoimi sprawami!

Mężczyzna odwrócił wzrok w kierunku Igora, a na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmiech.

— Ciekawe, jak długo potraficie się bronić przed tym, co czeka na was w ciemności.

W tym momencie Pani Halina, która stała z tyłu, podeszła do Mariolci.

— Może powinniśmy wezwać policję? — zapytała, niepokojąc się o bezpieczeństwo.

Mariolcia podniosła rękę.

— Nie. Dajcie mi chwilę.

Zebrała się w sobie i postanowiła zaryzykować.

— Jeśli chcesz, mogę pokazać ci druty, ale nie zgadzam się na ich użycie w jakikolwiek sposób, który mógłby zaszkodzić innym — powiedziała, patrząc prosto w oczy mężczyzny.

Ten przez chwilę milczał, a w powietrzu unosiło się napięcie. W końcu skinął głową.

— Dobrze, ale pamiętaj: to, co robisz, może mieć konsekwencje.

Mariolcia z lekkim niepokojem zaprowadziła go do swojej pracowni, gdzie schowała druty. Otworzyła pudełko, w którym trzymała swoje skarby, a mężczyzna zbliżył się, zafascynowany.

— To one! — zawołał, chwytając druty w dłonie. — Mówiłem, że są potężne.

— Zostaw je! — powiedziała Mariolcia, czując, że traci kontrolę nad sytuacją. — Nie pozwolę ci ich używać.

Na te słowa mężczyzna uniósł brwi, a jego twarz zdradzała gniew.

— Myślisz, że możesz mnie powstrzymać? — zasyczał, a jego spojrzenie stało się zimne.

— Uważaj, co robisz! — ostrzegła go Mariolcia, czując, jak magiczna energia drutów zaczyna pulsować w jej dłoniach.

Mężczyzna zbliżył się do niej, a w powietrzu zaczęły fruwać drobne iskry. Nagle rozległ się huk, a drzwi sklepu otworzyły się z impetem. Do środka wpadła grupa ludzi w mundurach, z zaskoczeniem patrząc na zebranych.

— Policja! — zawołał jeden z nich. — Co się tutaj dzieje?

W momencie, gdy Mariolcia zobaczyła mundurowych, w jej umyśle zrodził się plan.

— On chce ukraść te druty! — wskazała na mężczyznę, a ludzie z policji natychmiast ruszyli w jego stronę.

Mężczyzna, widząc, że nie ma szans na ucieczkę, zaczął się cofać.

— To jeszcze nie koniec — powiedział, a jego głos brzmiał jak obietnica zemsty. — Pamiętajcie moje słowa!

Zanim mundurowi zdążyli go złapać, zniknął w ciemności ulicy, zostawiając za sobą jedynie cień.

Mariolcia odetchnęła z ulgą, czując, jak adrenalina opada.

— Dzięki, że przyszliście — powiedziała do policjantów, czując, że ich obecność uratowała sytuację.

Pani Halina i Igor podeszli do niej, patrząc na nią z uznaniem.

— Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale jesteś niesamowita! — powiedziała Pani Halina.

— Musisz być ostrożniejsza — dodał Igor, trzymając ją za ramiona. — To, co wydarzyło się dzisiaj, pokazuje, jak niebezpieczna jest ta moc.

Mariolcia skinęła głową, ale w sercu czuła, że nie może się poddać. W tym momencie postanowiła, że wykorzysta magiczne druty tylko w dobrym celu, aby pomagać innym.

Po tym wydarzeniu sklep „e-dziewiarka” stał się jeszcze bardziej popularny, a Mariolcia zyskała reputację nie tylko jako właścicielka sklepu, ale także jako osoba, która potrafiła stawić czoła przeciwnościom. W miarę jak mijały tygodnie, sklep był pełen życia i radości, a Mariolcia wiedziała, że to dopiero początek jej przygód.

W miarę jak społeczność wokół „e-dziewiarki” rosła, Mariolcia nieustannie dążyła do odkrywania nowych tajemnic, ucząc się nie tylko o magii włóczek, ale także o przyjaźni, odwadze i sile wspólnoty. Każdy nowy motek włóczki i każdy dzień w sklepie były pełne nadziei, a Mariolcia, choć świadoma niebezpieczeństw, które czaiły się w cieniu, była gotowa na kolejne wyzwania.

{nomultithumb}

katMariolcia wiedziała, że życie rzadko bywa spokojne, gdy prowadzi się sklep pełen magicznych włóczek. Jednak tego ranka, kiedy skończyła parzyć swoją ulubioną herbatę Earl Grey i właśnie zamierzała usiąść z kubkiem w dłoniach, poczuła dziwny dreszcz na karku. Zegar w sklepie, który zawsze chodził bez zarzutu, nagle stanął, a ciche tykanie zamilkło. Wiedziała, że to znak.

Zbliżyła się do regału, na którym leżał stary, prawie zapomniany motek — ciemnozielona włóczka o splocie tak skomplikowanym, jakby sama natura uwięziła w nim sekrety lasu. To był motek, który Mariolcia otrzymała przed laty od staruszki z Polski, dawnej przyjaciółki swojej babci. Zawsze miała przeczucie, że jego magia będzie kiedyś potrzebna. Teraz motek zdawał się pulsować ciepłem, a nici drżały, jakby czekały na jej dotyk.

Gdy Mariolcia chwyciła włóczkę, poczuła, jak świat wokół niej wiruje. Przeszywający chłód i zapach wilgoci rozległ się wokół, a ciche szepty przeszłości zaczęły nabierać formy. Nagle, zamiast sklepu, otoczyło ją starodawne, kamienne miasto, skąpane w półmroku. Znała to miejsce. W dzieciństwie babcia opowiadała jej historie o Bieczu, polskim miasteczku nad rzeką Ropą, gdzie w średniowieczu szkoła katów szkoliła mistrzów swojego rzemiosła. Miejsce piękne, ale przeklęte.

Zimny wiatr owiał twarz Mariolci, a jej wzrok padł na potężną, kamienną basztę, która górowała nad miastem. Wiedziała, że to tutaj doszło do tragedii. Młodzieniec, niesłusznie oskarżony o kradzież motków włóczki, miał poślubić piękną dziewiarkę — miłość jego życia. Śmierć niewinnego chłopaka z rąk kata rzuciła klątwę na miasto i jego dziewiarki. Włóczki zaczęły kruszeć, a talent ich rąk słabł z pokolenia na pokolenie. To z powodu tej klątwy wzywano Mariolcię.

Przed Mariolcią nagle pojawił się cień — duch młodzieńca, który wyciągał do niej rękę. Jego oczy pełne były bólu, ale także nadziei.

— Pomóż mi, Mariolciu. Oczyść moje imię, uratuj mnie i moją ukochaną dziewiarkę. — Szept chłopaka rozszedł się echem, jakby dobiegał ze wszystkich stron.

Mariolcia wiedziała, co musi zrobić. Oplotła dłonie ciemnozieloną włóczką, zamykając oczy. Skoncentrowała się na splocie, który wyzwalał moc, a magia przeszyła ją dreszczem, wciągając w wir czasu. W jednej chwili była w średniowieczu — stała na kamiennym bruku przed katem, który unosił miecz nad młodzieńcem.

— Czekaj! — zawołała, a jej głos rozległ się echem po placu.

Kat zawahał się, a tłum, który zgromadził się wokół, zamarł. Mariolcia wiedziała, że ma tylko chwilę, by przekonać strażników i katów o niewinności młodzieńca. Wyciągnęła zza pasa motek włóczki — biały, święty, utkany z magicznych nici prawdy. Włóczka rozplątała się, a nici zaczęły wić się w powietrzu, tworząc obraz prawdziwego winowajcy — mężczyzny o przebiegłych oczach, który sprytnie podmienił motki, by wzbogacić się na krzywdzie młodzieńca.

Ludzie zamarli, a kat opuścił miecz. W jednej chwili klątwa została przerwana, a Mariolcia poczuła, jak magiczna siła przenosi ją z powrotem do współczesnego świata.

Gdy otworzyła oczy, znowu była w swoim sklepie. Zegar znowu zaczął tykać, a w powietrzu unosił się zapach lawendy i herbaty. Na ladzie leżała lokalna gazeta, która cudem pojawiła się z Polski. Na pierwszej stronie widniało jej zdjęcie, a pod nim napis: „e-dziewiarka uratowała Biecz. Klątwa zdjęta, miasto wolne”. Uśmiechnęła się, widząc artykuł. Wiedziała, że jej praca w „e-dziewiarce” to coś więcej niż tylko sprzedaż włóczek. Była strażniczką tajemnic, które wymagały odrobiny magii — i ogromnego serca.

{nomultithumb}

cz2Minęły dwa tygodnie od wizyty pani Warton. Mariolcia, stojąc za ladą, wpatrywała się w deszcz smagający witrynę jej sklepu. Myśli wracały do tamtego ranka, gdy udało jej się pomóc kobiecie odnaleźć zaginiony naszyjnik. To był dopiero początek — od tamtej pory zaczęły pojawiać się kolejne zagadki.

Tego dnia, gdy sklep wypełniał zapach cynamonu, cichy dźwięk dzwonka oznajmił przybycie gościa. Była to kobieta w średnim wieku, o jasnych włosach upiętych w schludny kok, w ciemnozielonym płaszczu i z małym, wysłużonym kuferkiem w dłoni. Jej twarz zdradzała niepokój.

– Dzień dobry, pani Mariolciu. Nazywam się Violet Turner – przedstawiła się z ledwo skrywanym drżeniem w głosie. – Czy mogłaby pani poświęcić mi chwilę?

– Oczywiście, moja droga – odpowiedziała Mariolcia, zapraszając ją do okrągłego stolika obok ekspresu do kawy. – Co panią sprowadza?

Pani Turner rozpięła kufer, wyciągając kilka kolorowych motków włóczki. – Pracuję w fabryce włóczek w pobliskim miasteczku – zaczęła. – Ostatnio zauważyliśmy, że niektóre z naszych motków różnią się od pozostałych. Są nieco cięższe i mają dziwną teksturę. Szef kazał mi to zignorować, ale mam przeczucie, że coś jest nie tak. Boję się, że ktoś wykorzystuje nasze produkty do czegoś nielegalnego.

Mariolcia z zainteresowaniem wzięła jeden z motków do ręki. Faktycznie, miał dziwnie szorstką strukturę. Obróciła go w dłoni, a jej palce zadrżały, wyczuwając coś więcej — jakby wewnątrz włóczki kryło się coś twardego.

– To może być coś poważnego – powiedziała, odkładając motek na stół. – Ale proszę się nie martwić, sprawdzimy to.

Sięgnęła po jeden ze swoich magicznych motków, tym razem w odcieniu złotego bursztynu, który rozświetlił się delikatnym blaskiem. – Zrobimy z tego chustę prawdy – wyjaśniła. – Ta włóczka odsłoni to, co jest ukryte.

Palce Mariolci zaczęły pracować szybko i precyzyjnie, a wzór nabierał kształtu. Tworzyła coś na kształt misternych fal, przypominających fale morskie — jakby chciała zanurzyć się w głębinach tajemnicy. Gdy chusta była gotowa, podała ją pani Turner.

– Proszę założyć – powiedziała łagodnie. – Chusta pokaże pani, co jest prawdą.

Pani Turner ostrożnie zarzuciła chustę na ramiona. Jej oczy zaszły mgłą, a potem rozszerzyły się w zaskoczeniu. – Widzę... widzę złote drobinki we włóczce – wyszeptała. – Jakby było ich więcej, niż się wydaje. W fabryce ktoś coś dodaje...

– Czy to złoto? – zapytała Mariolcia, nie kryjąc zainteresowania.

Pani Turner skinęła głową. – Tak... ale to nie wszystko. Widzę, że ktoś przemyca je w środku motków, chowając tam małe, złote nitki.

Mariolcia zmrużyła oczy. – To bardziej skomplikowane, niż myślałam. Czy wie pani, kto mógłby być zamieszany?

Pani Turner przygryzła wargę. – Mam pewne podejrzenia... Jeden z pracowników, pan Gilford, zawsze przemyka się bokiem, a jego kieszenie wydają się cięższe niż zwykle.

Mariolcia wiedziała, że to dopiero początek. Musiała sprawdzić, kto stoi za tym procederem i jak głęboko sięga ta sieć.

– Proszę nic nie mówić nikomu – poleciła. – Mam sposób, by sprawdzić prawdę bez wzbudzania podejrzeń.

Następnego dnia, Mariolcia odwiedziła fabrykę pod pretekstem zakupu specjalnych włóczek do swojego sklepu. Uśmiechnięta i uprzejma, przechadzała się po hali, zbierając motki i dyskretnie spoglądając na pracowników. W końcu dostrzegła pana Gilforda – mężczyznę o surowej twarzy i czarnych, przenikliwych oczach.

Gdy udało jej się podejść bliżej, włożyła rękę do swojej torby i wyciągnęła niewielki motek magicznej włóczki w odcieniu czerwieni — motek śledzący. Kiedy położyła go na jednym ze stołów, natychmiast zaczął się poruszać, a jego nitka rozwinęła się, prowadząc w stronę miejsca, gdzie pan Gilford stał obok taśmy produkcyjnej.

Mariolcia poszła za nitką, która owinęła się wokół jednej z maszyn. To właśnie tam znajdowała się skrytka, do której pan Gilford wkładał motki z przemycanym złotem. Mężczyzna nie zauważył, że jest obserwowany — nadal krzątał się nerwowo, wkładając kolejne sztuki.

Wiedząc, że prawda jest na wyciągnięcie ręki, Mariolcia delikatnie dotknęła nitki, a ta zaczęła pulsować. Nagle maszyna zatrzymała się, a ze środka wypadły motki — niektóre z nich, rozwarstwiły się i odsłoniły błyszczące złote drobinki.

Pan Gilford zbladł, widząc, że jego sekret został ujawniony. Zanim zdążył uciec, Mariolcia stanęła przed nim, trzymając chustę prawdy, która emanowała złocistym blaskiem.

– Koniec gry, panie Gilford – powiedziała spokojnie. – Włóczka prawdy już wszystko ujawniła.

Policja, wezwana na miejsce przez panią Turner, aresztowała pana Gilforda, a sprawa przemytu złota została rozwiązana. Fabryka wróciła do normalnej pracy, a mieszkańcy miasteczka jeszcze bardziej zaufali Mariolci.

Wiedzieli bowiem, że tam, gdzie jest ona i jej magiczne włóczki, żadne zło nie ukryje się na długo.

{nomultithumb}

cz1Mariolcia nie była zwykłą właścicielką sklepu z włóczkami. Od lat prowadziła "e-dziewiarkę", niewielki, ale przytulny sklepik na rogu starej uliczki w małym, angielskim miasteczku. Sklep wyglądał jak z obrazka — drewniane półki uginały się pod ciężarem motków o najróżniejszych kolorach, od głębokiego burgundu po świetlistą miętę. Aromat świeżo parzonej herbaty i zapach lawendy unosiły się w powietrzu, wypełniając pomieszczenie ciepłem i spokojem.

Jednak pod tą sielską fasadą kryła się tajemnica, której nikt, prócz Mariolci, nie znał.

Od dziecka Mariolcia miała talent do dziergania. Nikt nie potrafił tak jak ona stworzyć swetra, który nie tylko otulał ciało, ale i duszę. Ale jej prawdziwy dar leżał gdzie indziej — w magii, która kryła się w każdym splocie jej włóczek. Sklep "e-dziewiarka" był bowiem miejscem, w którym włóczki miały niezwykłe właściwości. Każdy motek miał swoją unikalną moc, a niektóre z nich, używane w odpowiedni sposób, potrafiły odsłonić prawdy, których ludzkie oczy nie mogły dostrzec.

Był to cichy, zimowy poranek, gdy drzwi do sklepu otworzyły się z cichym dzwonkiem, wpuszczając do środka powiew zimnego powietrza i niewielką, elegancko ubraną kobietę. Miała na sobie kremowy płaszcz i kapelusz z szerokim rondem, a na jej twarzy malował się wyraz niepokoju.

– Dzień dobry, pani Mariolciu – powiedziała cicho, ledwo przekraczając próg. – Przepraszam, że nachodzę panią tak wcześnie, ale... mam nadzieję, że pani mi pomoże.

Mariolcia uśmiechnęła się ciepło i skinęła głową. – Oczywiście, moja droga. Czym mogę służyć?

Kobieta, która przedstawiła się jako pani Eliza Warton, przybliżyła się do lad. Jej dłonie drżały, gdy odwinęła szalik, który miała na szyi. – To sprawa kryminalna – powiedziała cicho, nachylając się ku Mariolci. – Ktoś włamał się do mojego domu w nocy i ukradł cenny naszyjnik mojej prababki. Policja rozkłada ręce, a ja jestem w rozpaczy.

Mariolcia zmrużyła oczy, spoglądając na panią Warton z uważnością, jaką obdarzała swoich najbardziej wymagających klientów. – Rozumiem – odpowiedziała spokojnie. – Proszę się nie martwić, włóczki pomogą nam to rozwiązać.

Kobieta spojrzała zaskoczona, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli właścicielka sklepu. Mariolcia bez słowa ruszyła w głąb sklepu, znikając na moment za regałem z włóczkami. Po chwili wróciła z małym, srebrnym koszykiem wypełnionym motkami. Kolory włóczek zdawały się lśnić delikatnym, wewnętrznym blaskiem.

– Każdy z tych motków jest wyjątkowy – wyjaśniła, układając je na stole. – Ale to nie są zwykłe włóczki. To włóczki prawdy. Każda z nich potrafi odsłonić ukryte ślady i wskazówki, jeśli wie się, jak z nich skorzystać.

Pani Warton przyglądała się włóczkom z mieszaniną zdumienia i niedowierzania. – Ale jak one mogą pomóc?

Mariolcia sięgnęła po jeden z motków, w odcieniu ciemnego granatu. – Zaufaj mi, droga pani. Z tego motka zrobimy coś, co pomoże nam znaleźć prawdę.

Zwinne palce Mariolci zaczęły szybko dziergać, tworząc skomplikowany wzór, który przypominał labirynt. Każde oczko zdawało się pulsować tajemniczym światłem, a włóczka układała się w kształt małego, misternie wykonanej chusty. Gdy chusta była gotowa, Mariolcia spojrzała na nią z satysfakcją i ułożyła ją na stole przed panią Warton.

– Proszę – powiedziała. – Włóż ją na ramiona, a włóczka poprowadzi nas do prawdy.

Pani Warton spojrzała na chustę z pewnym sceptycyzmem, ale wiedziała, że nie ma nic do stracenia. Ostrożnie zarzuciła ją na ramiona i nagle jej oczy rozszerzyły się, jakby widziała coś, czego wcześniej nie była w stanie dostrzec.

– To niesamowite... – szepnęła, patrząc na Mariolcię. – Widzę coś... ślady... prowadzące na tyły ogrodu...

Mariolcia uśmiechnęła się, wiedząc, że włóczka spełniła swoje zadanie. – Pani Warton, oto początek naszej zagadki. Podążajmy tym tropem, a znajdziemy to, czego szukamy.

I tak Mariolcia, korzystając ze swojej magicznej włóczki i niewyczerpanych zasobów intuicji, rozpoczęła nową przygodę, która miała doprowadzić do rozwiązania tajemniczego włamania. W jej sklepie kryło się więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Każdy motek włóczki był kluczem do rozwiązania zagadki — trzeba było tylko wiedzieć, jak z niego skorzystać.

{nomultithumb}